MaciejDubowik.pl

mój blog o podróżach, odkrywaniu Świata, nauce języków, anarchii, architekturze i filozofii...


Karakorum - dolina Hunza


Artykuł ukończono 12.10.2020. w Bahir Darze w Etiopii.

Ta strona zawiera 53 zdjęcia i 4 krótkie filmiki.



Witam Państwa !

W dzisiejszym artykule poprzez moje zdjęcia i kilka krótkich wideo chcę pokazać Państwu piękno doliny Hunza i okolic. Są to naprawdę niezwykłe miejsca i niejeden miłośnik gór po zobaczeniu ich zechciałby pewnie tam zamieszkać :D

Ten artykuł jest kontynuacją pierwszej części mojej opowieści o Karakorum :
[ Karakorum - Szosa Karakorumska ]

Zawarłem w tym artykule sporo zdjęć. Pomimo, że zmniejszyłem ich rozdzielczość (i rozmiar) dość znacznie w stosunku do oryginału, to jednak wciąż jesteśmy w kategorii 'strona internetowa wagi ciężkiej' (zresztą to już standard na moim blogu) :D Dlatego dla moich Czytelników ze słabszymi łączami internetowymi podzieliłem ten artykuł na dwie części :

[ Karakorum - dolina Hunza, cz.1 ]

[ Karakorum - dolina Hunza, cz.2 ]

No dobrze, a więc zaczynamy !

Na początek mam dla Państwa trochę informacji z zakresu kartografii i geografii. Dobrze to wiedzieć, bo pakistański region Gilgit-Baltistan jest wyjątkowy pod kilkoma względami. Wyjaśnie to nieco na najbliższych 3 zdjęciach (i dzięki dla gospodarza hotelu w Gilgit, który pokazał mi tę ciekawą mapę regionu) :
Mapa doliny Hunza
Fot.1. Mapa doliny Hunza i okolic.

Jeśli ktoś spojrzy na powyższą mapę choć chwilę to powinien zwrócić uwagę, jak wiele lodowców jest na niej... A jeśli ktoś przyjrzy się nieco dokładniej to zobaczy jak wiele wierzchołków gór ma tam ponad 7000m n.p.m. To dwa podstawowe wnioski z tego odczytu :D

A apropo gór to mam tutaj ciekawe zestawienie 'olbrzymów' :D
Spis najwyższych gór Pakistanu
Fot.1.2. Spis najwyższych gór Pakistanu - już od samego spojrzenia na rubrykę 'wysokość' można dostać zawrotów głowy :D

Zaznaczyłem na pomarańczowo jedno zdanie. Jako, że nie wszyscy znają podstawy angielskiego, przetłumaczę ten fragment zaczynający się pod zielonym tytułem i kończący tym zaznaczeniem : "W Pakistanie znajduje się 5 gór powyżej 8000m wysokości, 29 o wysokości większej niż 7500m n.p.m. a 108 powyżej 7000m n.p.m. Ilość wierzchołków o wysokości od 4000m do 7000m n.p.m. jest niepoliczalna." Haha, liczba szczytów poniżej 7000m n.p.m. jest niepoliczalna... Tyle na temat :D
Potem w tabeli są podane od lewej: miejsce w rankingu światowym, nazwa szczytu, jego wysokość i pasmo górskie, w którym leży.

A teraz mam jeszcze ciekawe dane dotyczące ludzi zamieszkujących te wysokogórskie północne terytoria Pakistanu, czyli prowincję Gilgit-Baltistan. Bo są to ludzie wyjątkowi. Żyją oni od wielu pokoleń 'na dachu' naszej planety zgodnie z regułami swojego hmm... plemienia (grupy etnicznej), wyglądają nieco inaczej od ludzi z innych regionów kraju (np. jaśniejsza karnacja a czasem nawet włosy albo inny kolor oczu) i mówią swoimi ojczystymi językami, o których na Świecie prawie nikt nie słyszał, a o niektórych nawet badacze i językoznawcy nie mają pojęcia (na temat ich pochodzenia i pokrewieństwa z innymi językami...) :
Informacje o grupach etnicznych i językach używanych w północnych terytoriów Pakistanu
Fot.1.3. Informacje na temat grup etnicznych i języków w prowincji Gilgit-Baltistan.

Nie będe tu się rozpisywał, dane łatwo można odczytać z tego zdjęcia, ale jedno muszę napisać, bo jest to dla mnie zdumiewająca kwestia: jest tam tak wiele ludów używających różnych języków, często niespokrewnionych ze sobą. I to na np. ~1/4 powierzchni Polski... A biorąc pod uwagę, jak wiele z terenów w prowincji Gilgit-Baltistan to dzikie i niedostępne obszary wysokogórskie, to jest to jednak imponujące...
A więc spoglądając na prawy diagram, gdzie podano języki, widać, że największy język to Szina, którym to posługuje się ~400 tys. ludzi. Potem jest język Balti, ponad 300 tys. mówiących; dalej Bruszeski, ponad 150 tys. ludzi i Khowar z jakoś ~30 tys. mówiących. No i jest jeszcze język Wakhi z zaledwie kilkoma tysiącami użytkowników (wg innych źródeł ~50 tysięcy, ale żyjących oprócz w Pakistanie także w Tadżykistanie, Afganistanie i chińskiej prowincji Sinciang). Inne języki są już bardzo elitarne, bo liczba mówiących nimi jest bardzo mała :D
W dolinie Hunza głównymi językami są Bruszeski i Wakhi.
W tej sytuacji mogę uznać się za szczęśliwca, bo będąc w Gilgit spotkałem dwóch ludzi będacych właśnie rodzimymi 'Wachami'. Byli to sympatyczni goście, nawet sobie razem popiliśmy :D Okazuje się, iż mimo że w dzisiejszych czasach jest to tak 'mały' język, to jego użytkownicy mieszkają na tych obszarach już od wielu wieków. Góry Wachańskie, rzeka Wachan - to ich tereny (zresztą nazwy się zgadzają :D), od nich wziął też swoją nazwę 'korytarz wachański' czyli pas lądu powstały w wyniku tzw. 'wielkiej gry', a więc rywalizacji Wlk. Brytanii z Rosją o kontrolę na terenach Azji Centralnej w XIX wieku. Z powodu tejże 'wielkiej gry' ziemie zamieszkane od wieków przez Wachów zostały podzielone między 4 kraje (Afganistan, Tadżykistan, Pakistan, Chiny), a przez to ich społeczność rozdzielona została granicami państw na mniejsze grupy...

No, miałem się nie rozpisywać... Ale jak tu nic nie pisać, skoro temat jest taki ciekawy, a szczególnie dla mnie, jako, że bardzo lubię się uczyć języków oraz... o językach :D
Ale przejdźmy dalej. Teraz pokażę Państwu piękny widok o poranku, dnia 27.02.2019., z dachu hotelu w Gilgit :
Wschód słońca w Gilgit.
Fot.2. Cóż za wspaniały poranek :D

Potem szybko udałem się na dworzec złapać minibusa i pojechałem do Aliabadu. Piękna pogoda (choć mroźno) i ciekawe widoki podczas tego przejazdu umożliwiły mi zrobienie kilku ładnych zdjęć :
Na Szosie Karakorumskiej po drodze do Aliabadu.
Fot.3. Ładnie porzeźbione skały po wyjeździe z Gilgit.
Na Szosie Karakorumskiej po drodze do Aliabadu.
Fot.4. Monumentalne góry stojące dumnie za mostem :D
Na Szosie Karakorumskiej po drodze do Aliabadu.
Fot.5. Długa prosta po drodze do Aliabadu.

Dojechałem do Aliabadu, głównego miasteczka handlowego w dolinie Hunza i centrum administracyjnego tego dystryktu, położonego przy Szosie Karakorumskiej, a stamtąd już tylko kilka kilometrów do Karimabadu, byłej stolicy Księstwa Hunzy (przez ponad 700 lat !), pięknie położonej miejscowości u podnóża wysokich szczytów będącej obecnie centrum turystycznym (tam znajduje się większość hoteli w okolicy). W Karimabadzie szybko znalazłem hotel i to jaki ! Za ~40zł pokój z takim niesamowitym widokiem :
Pokój w hotelu w Karimabadzie.
Fot.6. Po wejściu do tego pokoju czym prędzej zrzuciłem swój ciężki plecak z pleców i pobiegłem w kierunku okna :D
Widok z okna pokoju w hotelu w Karimabadzie.
Fot.6.2. Aby zobaczyć takie ośnieżone szczyty, w tym 'siedmiotysięcznik'.

Potem wróciłem do Aliabadu, tam zjadłem smaczny posiłek :
Smaczny obiad w Aliabadzie.
Fot.7. Ryż, wołowina, fasola i zupa warzywna - smakowity i treściwy obiad.

Pochodziłem jeszcze po Aliabadzie, żeby poznać trochę okolicę oraz znaleźć fryzjera.
Aliabad.
Fot.8. Gdzieś w Aliabadzie.

Tego dnia miałem ważne zadanie do wykonania, tzn. wypożyczyć motor na następny dzień. Udało się bezproblemowo.
Zachód słońca w Karimabadzie.
Fot.9. Po wypożyczeniu motora zrelaksowany mogłem przyjrzeć się zachodowi słońca :D

Potem pochodziłem jeszcze po Karimabadzie, dopóki się nie ściemniło.
Ulica w Karimabadzie.
Fot.10. Spacer po Karimabadzie.
Ulica w Karimabadzie.
Fot.11. Kawałek dalej.

Wyspałem się porządnie tej nocy i wstałem skoro świt podekscytowany, bo czekała na mnie wielka przygoda - wycieczka motorem po dolinie Hunza ! Było tego dnia mroźno (-16ºC), więc ubrałem wszystkie ubrania, jakie miałem w plecaku, żeby nie zamarznąć po drodze :D
Mototrip.
Fot.12. Ahoj przygodo !

Już po pierwszych kilku kilometrach trasy wiedziałem, że to będzie znakomity dzień. Trzeba tylko było dobrze skupić się na jeździe, bo z drogami bywało różnie - np. tu na zdjęciu poniżej droga była jeszcze częściowo oszroniona, a poza tym dość kręta i stroma, więc trzeba było jechać ostrożnie :
Mototrip.
Fot.13. Bardzo ciekawe widoki, ale trzeba było jechać uważnie.

Potem przejeżdzając przez jakąś małą wioskę w jej okolicach widziałem dwa ciekawe domy :
Ładny dom w górach.
Fot.14. Ładny dom w pięknym miejscu, a te balkony dookoła budynku i taras widokowy na dachu to mistrzostwo ! :D
Ładny dom w górach.
Fot.15. Wyróżniający się dom w ładnych kolorach.

Poniższe zdjęcie pokazuje formacje skalne o interesujących kształtach, a ja mam dla Państwa małą zagadkę :
Ciekawe formacje skalne.
Fot.16. Ile mostów jest widocznych na tym zdjęciu ? :D

Moim pierwszym celem tego dnia było zobaczenie lodowca w dolinie Nagar. Z początku droga układała się pomyślnie (choć nie była najłatwiejsza) i wydawało się, że tam dotrę :
Droga przez dolinę Nagar.
Fot.17. Na tym zdjęciu widzimy zadowolonego kierowcę jednośladu (proszę spojrzeć w lusterko) :D

Jednak nieco później sytuacja się zmieniła i kamienie, które osunęły się na drogę uniemożliwiły mi przejazd (i to pechowo niedaleko przed mostem)...
Droga przez dolinę Nagar.
Fot.17.2. Potem kamienie pokrzyżowały plany kierowcy...

Jedyną opcją, jaka mi pozostała (jeśli wciąż chciałem dojechać do lodowca) było cofnąć się tą samą wyboistą drogą jakoś mniej niż 10 kilometrów do mostu, przejechać na drugą stronę doliny i spróbować jechać tamtą stroną. Tak też zrobiłem.
Ostatecznie po prawie 2 godzinach dojechałem do pewnej wsi, a potem do (kolejnego) mostu, który miał być już ponoć w okolicach lodowca :
Most w dolinie Nagar.
Fot.18. Romantyczny most w dolinie Nagar :D

Zostawiłem motor 'na poboczu' (bardziej pasowałoby stwierdzenie 'pod skalną ścianą' :D), przekroczyłem ten most (na zdjęciu powyżej i poniżej :D) i poszedłem wybadać teren. Po drodze znalazłem kamienie z minerałami w środku (a było tych kamieni bardzo dużo - do dziś żałuję, że wziąłem tylko 12 :D). Poszedłem kilkaset metrów ścieżką a tam lodowca nie widać... Wtedy spotkałem jakiegoś okolicznego mieszkańca, który zaczął mi coś wyjaśniać (chyba w języku 'bruszeski' :D), ale gdy zobaczył, że nic nie czaję :D zaczął mi pokazywać 'na migi', że lodowiec jest daleko (tak odczytałem te znaki :D). Zaprosił mnie jeszcze na herbatę. Przeszedłem przez most z powrotem, odpaliłem motor i podwiozłem tego Pana do wioski. Tam też zapytałem ludzi i okazało się, że z tego mostu była jeszcze ~godzina drogi, żeby zobaczyć lodowiec. Jako, że była już godzina prawie 13 to musiałem tę atrakcję odpuścić. I na herbatę już też niestety nie wstąpiłem, bo zaczął mnie gonić czas - przecież miałem dojechać do Passu, a to kawałek drogi. A więc taka to historia z tym mostem :D
Most w dolinie Nagar.
Fot.18.2. Most 'od środka' :D

Potem po ~godzinie jazdy powrotnej w kurzu tą drogą szutrową wzdłuż rzeki Nagar dotarłem do rzeki Hunza i miejscowości Ganish, a ten most nad rzeką Hunza na nastepnym zdjęciu to już jest Szosa Karakorumska. W tym miejscu skończyła się jazda terenowa w stylu 'enduro' :D, a zaczęła wygodna jazda po często gładkim asfalcie :
Most na rzece Hunza w Ganish.
Fot.19. Most na rzece Hunza w miejscowości Ganish.

Pisałem przed chwilą o wygodnej jeździe po asfalcie, ale żebyśmy się dobrze zrozumieli :D to proszę nie zapominać, że tego dnia było -16ºC ! W godzinach okołopołudniowych sprawę ratowało słońce, które grzało całkiem mocno. Choć to też miało swój minus, że z jednej strony się człowiek pocił od środka od tego słońca a z zewnątrz się mroził od chłodnego wiatru :D
Szosa Karakorumska.
Fot.20. Jazda motorem w mrozie nie była bardzo przyjemna :D

A potem stała się dla mnie rzecz niewykła - spotkałem jaki po drodze i nawet nie miały one nic przeciwko, żeby cyknąć razem kilka fotek :D (choć trzeba było podchodzić do nich bardzo wolno, a po chwili i tak odeszły) :
Jaki spotkane po drodze.
Fot.21. Dla tego kierowcy spotkać jaki po drodze było bardzo pozytywnym doświadczeniem :D
Jaki spotkane po drodze.
Fot.21.2. Chyba widać to po uśmiechu :D

Niedługo później dojechałem do jeziora Attabad, trzeba przyznać, że robi ono wrażenie :
Jezioro Attabad.
Fot.22. Jezioro Attabad, a tam po prawej stronie zdjęcia jest wjazd do tunelu.
Jezioro Attabad.
Fot.22.2. Jezioro Attabad.

Będąc tam wtedy nie znałem jeszcze historii powstania tego jeziora, dopiero później się o niej dowiedziałem. Okazuje się bowiem, że powstało ono na skutek gigantycznego osuwiska ziemi w tej okolicy. 4.01.2010 roku we wsi Attabad zeszła wielka lawina, zabijając 20 osób i blokując przepływ rzeki Hunza w jej naturalnym korycie aż na 5 miesięcy ! Zablokowana rzeka zaczęła się przekształcać w jezioro. ~6 000 osób zostało ewakuowanych ze swoich domów, pozostałe ~25 000 zostało zablokowanych bez możliwości zmiany miejsca, jako, że wtedy już Szosa Karakorumska na odcinku ~19km została zalana przez wzbierające wody tworzącego się jeziora (również 6 mostów zostało zniszczonych). W czerwcu 2010r. jezioro osiągnęło już ~21km długości i ~100m głębokości. Zaczęło przelewać się ponad tę zaporę rzeki utworzoną przez osuwisko, powodując powodzie w kolejnych wsiach. Przez pewne dni, przy niesprzyjającej pogodzie nawet helikopter z artykułami pierwszej potrzeby dla mieszkańców nie mógł dotrzeć do tych odciętych miejscowości. Ostatecznie sytuację udało się opanować obniżając poziom wody, a później w 2015 roku ukończono nowy odcinek Szosy Karakorumskiej o długości ~24km wraz z 5 tunelami o łącznej długości ~7km.
Jezioro Attabad.
Fot.23. Attabad - jezioro powstałe wskutek kataklizmu.
Jezioro Attabad.
Fot.24. Ostatni widok na jezioro Attabad, tym razem w 'posrebrzonych' barwach.

Zobaczmy teraz na ten mały jęzor (tu akurat języczek :D) lodowca ujrzany gdzieś przy drodze po drugiej stronie jeziora :
Mały jęzor lodowca.
Fot.25. Mały jęzor lodowca.

Na jednej z takich niewielu długich prostych po drodze, przetestowałem motor i rozpędziłem się do nieco ponad 80km/h. Jednak przy takiej prędkości ten mroźny wiatr stawał się już naprawdę nieznośny, więc to był tylko jednorazowy wyczyn :D
Długa prosta niedaleko od Ghulkin.
Fot.26 Mróz i wiatr nie są sprzymierzeńcami rozwijania dużych prędkości na motorze.

Niedługo po minięciu jeziora, w okolicy miejscowości Ghulkin zobaczyłem zwiastun, jakie widoki czekają mnie już niedługo :D
Okolice Ghulkin.
Fot.27. Gdzieś około miejscowości Ghulkin.

Potem pojechałem jeszcze nad jezioro Borit, które jednak nie okazało się aż tak ciekawe, jak myślałem. Ale stroma droga pod górę, żeby tam dojechać to było wyzwanie i też pokazało mi dolinę z innej perspektywy, co było interesujące. A po zjechaniu z powrotem na Szosę Karakorumską zobaczyłem taki oto piękny pejzaż :

Wid.1. Wspaniały widok w miejscowości Hussaini.

A teraz zobaczcie Państwo, jaką maszyną przemierzałem tamte rewiry :D
Honda CG125.
Fot.28. Honda CG125 z silnikiem o pojemności 125ccm - dobrze mi się jechało tym motorem.

Taką drogą to można jeździć :D
Szosa Karakorumska w dolinie Hunza.
Fot.29. Coraz bliżej Passu, coraz bliżej Passu :D

3 godziny wcześniej, wracając spod lodowca, którego nie udało mi się zobaczyć, nieco się martwiłem, czy dojadę do Passu 'na czas', tak, żeby było jeszcze dobre światło. A potem okazało się, że w lepszym czasie nie mogłem tam przyjechać :D
Dojeżdżając do Passu.
Fot.30. Te dwa nieośnieżone wierzchołki po lewej to te same góry, co na poprzednim zdjęciu w środku kadru.

Fot.30.2. Ta fotografia była robiona z tego samego miejsca, co zdjęcie wyżej (nr 30.), tylko, że ten kadr jest z lewej strony.

A jakby ktoś nie wierzył, że te 2 zdjęcia powyżej były robione z tego samego miejsca, to tu załączam dowód :D

Wid.2. Niesamowite widoki tuż przed Passu.

Podczas moich podróży dość rzadko fotografuje siebie samego, ale akurat tu nie mogłem się powstrzymać :D
Maciej Dubowik w dolinie Hunza.
Fot.31. Bez komentarza, bo nabrałem powietrza w usta :D

No i w ten sposób dojechałem do tego upragnionego Passu. Myślę, że te miejsca już na zdjęciach wyglądają atrakcyjnie, a co dopiero widzieć je na żywo... Każdy przejechany kilometr tą trasą był dla mnie jak piękny sen i nawet przestałem przez to odczuwać mróż i wiatr (który się tam nasilił) :D
Szczyt Tupopdan albo inaczej 'katedra szczytów' (ang. 'Passu cathedral').
Fot.32. Ten szczyt po lewej nazywa się Tupopdan i wznosi się na ~6106m n.p.m.

Teraz, jako że tak wielu gór nie da się ująć w jednym kadrze, zaprezentuje Państwu panoramę Passu w dwóch częściach (oba zdjęcia zrobione z tego samego miejsca) :
'Passu cones'.
Fot.33. Panorama Passu, część 1. (lewa).
Widoki w Passu.
Fot.33.2. Panorama Passu, część 2. (prawa).

No i jeszcze jedno zdjęcie jako lewostronne rozszerzenie fot.33. :
Widoki w Passu.
Fot.34. Wspaniały pejzaż w Passu.

Ach, w jakich pięknych kolorach były te góry dzięki słońcu zachodzącemu po przeciwległej stronie...
Widoki w Passu.
Fot.35. Motor, którym jechałem, na tle 'rożków z Passu', jak nazywane są potocznie te góry.
Widoki w Passu.
Fot.36. Proszę się nacieszyć tym widokiem, bo to już ostatnie zdjęcie z Passu.

Dochodziła godzina 17, więc musiałem się stamtąd szybko zawijać. Do Karimabadu jeszcze ponad 50km i to jednak przez góry (choć nawierzchnia drogi na tym odcinku była dość dobra). Więc ruszyłem w drogę powrotną, ale po kilkunastu minutach przypomniałem sobie, że powinienem nagrać jakieś krótkie pozdrowienia :D

Wid.3. "Pozdrowienia z dachu Ziemi !"

Droga przestała być łatwa, bo słońce już zaszło oraz robiło się coraz bardziej wietrznie... Też już powoli zmęczenie się dawało we znaki po całym dniu jazdy, ale zdecydowanie głównym problemem było zimno...
Dolina rzeki Hunza.
Fot.37. Dolina rzeki Hunza.

Ostatecznie ciemność zastała mnie kilka kilometrów przed Karimabadem, więc nie było problemu. Głodny pojechałem zjeść obiado-kolację, a potem szczęśliwy, choć zmęczony, oddać motor właścicielowi. Jak zobaczyłem na licznik przy oddawaniu motora, to okazało się, że przejechałem tego dnia ~180km ! Łoo, niezły wynik. I jeszcze w takim mrozie to jednak coś. Właściciel z kolegami poczęstowali mnie herbatą, chwilę porozmawialiśmy. Okazało się, że 'otworzyłem sezon' właścicielowi wypożyczalni, bo byłem pierwszą osobą po zimie (ta de facto jeszcze się nie skończyła), która wynajęła motor (był to koniec lutego). Zacny tytuł, nie powiem :D
Potem wróciłem do hotelu, robiło się już późno. Musiałem się umyć, bo byłem cały zakurzony (przecież dużą część trasy, szczególnie na początku dnia, jechałem po szutrze). Tyle tylko, że akurat nie było ciepłej wody. No nic, trudno, umyłem się w lodowatej (brrr... :D). A potem zaczęło mnie 'telepać', bo hotel akurat nie był ogrzewany, w pokoju z ~10ºC (już nie pamiętam powodu, ale machnąłem na to ręką). Na szczęście na łóżku były grube koce, także problem niedługo później zaniknął :D
Pokój w hotelu w Karimabadzie.
Fot.38. Pięknie rzeźbione, drewniane łóżko w hotelu w Karimabadzie.

Jako, że gonił mnie już czas, jeśli chodzi o pakistańską wizę (zostało mi tylko 8 dni do jej końca) to musiałem opuścić Gilgit-Baltistan. Z żalem, że tak szybko, ale inna sprawa, że ta końcówka zimy to też nie był najlepszy czas na podróż w te strony. Tak czy owak było to niesamowite doświadczenie.
A ta podróż motorem przez doline Hunza, 28.02.2019., to był dla mnie przepiękny, wyjątkowy i niezapomniany dzień. Pewnie wspomnę go jeszcze nie raz, w tym również na łożu śmierci...
Zjazd Szosą Karakorumską na południe.
Fot.39. Ponowny, wielogodzinny przejazd Szosą Karakorumską, tym razem na południe.

Wieczorem, o ~21 wysiadłem z autobusu w miejscowości Besham. Stamtąd nazajutrz miałem plany na dalszą trasę. A na tę noc, żeby przespać się w namiocie nad rzeką. Nie było aż tak łatwo znaleźć miejsce, ale plus był taki, że o tej godzinie ulice już pustawe, więc nikt za mną nie wołał i na herbatę nie zapraszał :D Wreszcie znalazłem bardzo dobre miejsce, pojawił się jednak inny problem - wszystkie psy z okolicznych domów zaczęły wyć o jakimś tajemniczym przybyszu :D Przeczekałem jakoś ~10 minut między skałami w bezruchu, psy na szczęście się uciszyły, więc mogłem przystąpić do rozkładania namiotu. Potem już poszło dość 'gładko'.
A o poranku po przebudzeniu się, wyjść z namiotu i zobaczyć rzekę Indus w pełnej krasie :D i swój namiot na tle tych wzgórz - to było bezcenne.
Nocleg w namiocie w Besham.
Fot.40. Ta noc w Besham to był jeden z najlepszych moich noclegów pod namiotem w Życiu.
Nocleg w namiocie w Besham.
Fot.40.2. Naprawdę urokliwe miejsce.

I tu właściwie powinienem postawić sporą kropkę pod tym artykułem (sporą, bo artykuł długi :D). Ale mam tu jeszcze mały bonus - jest to swego rodzaju ciekawostka. A więc po zwinięciu namiotu, z Besham jechałem do Mingory. To już inna prowincja Pakistanu (Chajber Pasztunchwa, urdu: خیبر پختونخوا, ang. Khyber Pakhtunkhwa), ale góry wciąż tam są i wciąż nieniskie. No i tam właśnie po raz pierwszy w Pakistanie widziałem śnieżycę (będąc przez kilka dni w Gilgit-Baltistanie śniegu akurat nie spotkałem).
Wieś w regionie Khyber-Pakhtunkhwa.
Fot.41. W tej ładnie położonej wsi śniegu jeszcze nie było.
Opady śniegu po drodze.
Fot.42. Za to 40 minut później już tak.

Wid.4. Potem na stromej górskiej drodze, gdzie sypał śnieg, kierowcy musieli zakładać łańcuchy na koła.
Mgła.
Fot.43. Ale przed Mingorą śniegu już ani śladu, za to spora mgła.


Skończyłem. To był dość długi artykuł, mam jednak nadzieję, że był ciekawy i spora część Czytelników doczytała go do końca :D Dziękuje za uwagę !

Tu można się przenieść do strony startowej, czyli spisu artykułów wg dat :
[ Start ]

A tym linkiem na górę tej strony :
[ góra strony ]


Pozdrawiam serdecznie,
Maciej Dubowik


---oooooooooooooooooooooo---